Nowość
Nowość
Nowość
Nowość
Liderzy
Po krwawych zamachach w USA z 11 września 2001 r., przeprowadzone przez Al-Kaidę, Stany Zjednoczone uznały, że Talibowie są jednym z głównych ogniw światowego terroryzmu.
Stany Zjednoczone ostatecznie oskarżały talibów o udzielanie schronienia Osamie bin Ladenowi i Al-Kaidzie. Biały Dom oświadczył, że talibów i bin Ladena łączy wzajemna zależność: lider Al-Kaidy wspierał talibów finansowo, a Ci w zamian ułatwiali mu swobodne działanie na terytorium Afganistanu.
Wśród rządzących Afganistanem bardzo szybko narastał strach przed groźbą amerykańskiej inwazji wojskowej, jako reakcja na dramat, który rozegrał się w USA. 13 września 2001 r. niejednoznaczne oświadczenie wydał starszy rzecznik talibów w Kandaharze, Abdul Hai Mutmain: "W dzisiejszych czasach nazwisko Osamy bin Ladena stało się bardzo popularne i do pewnego stopnia stało się symbolem. Nawet zwykłym ludziom kojarzy się on ze wszystkimi kontrowersyjnymi czynami. Osama bin Laden nie posiada jednak takich możliwości. Nadal mamy nadzieję, że w Stanach Zjednoczonych panuje zdrowy rozsądek. Jesteśmy przekonani, że jeśli władze amerykańskie przeprowadzą rzetelne śledztwo, talibowie nie zostaną uznani za winnych udziału w tak tchórzliwych aktach".
Z kolei mułła Abdul Salam Zaeef, ambasador talibów w Pakistanie powiedział najpierw, że talibowie stracili kontakt z urodzonym w Arabii Saudyjskiej terrorystą, a kilka dni później poinformował, że talibowie nawiązali z nim kontakt w Afganistanie, lecz nie są w stanie zlokalizować aktualnego miejsca jego pobytu.
Przez pierwszy tydzień od przeprowadzenia krwawych zamachów terrorystycznych w USA, doniesienia z Kabulu i Kandaharu wskazywały, że przywódcy talibów angażowali się w "grę w kotka i myszkę" ze Stanami Zjednoczonymi, a mułła Omar choć oficjalnie nie deklarował, że w ręce Amerykanów może zostać przekazany Osama bin Laden, w zakulisowych rozmowach za pośrednictwem swych ludzi sugerował, że może to jednak nastąpić pod pewnymi warunkami, które to zmieniały się jednak z dnia na dzień. Wszystko wskazywało na to, że w ruchu talibskim istniały potężne rozłamy, jaką należy podjąć decyzję w sprawie przywództwa Al-Kaidy.
Bardzo prawdopodobne jest to, że mułła Omar i jego ludzie po prostu grali na zwłokę, mając nadzieję, że rosnąca fala niechęci do przyłączenia się lub popierania amerykańskiej akcji militarnej w świecie muzułmańskim może okazać się na tyle skuteczna, że pomimo poważnego zagrożenia ze strony Amerykanów, będą mogli jednak zachować władzę w Afganistanie. Jednak władze z sąsiednim Pakistanie, które wysłały wysokiej rangi delegację wojskową do Kandaharu i Kabulu, za ich pośrednictwem przekazali mulle Omarowi, że niewydanie lidera Al-Kaidy może grozić obaleniem rządów talibów.
Stany Zjednoczone wielokrotnie odmawiały negocjacji z talibami w sprawie Osamy bin Ladena. Sekretarz stanu Colin Powell, przemawiając w Waszyngtonie, powiedział, że "z własnej woli lub mimowolnie" lider Al-Kaidy odpowie za swoje czyny, dodając, że "im szybciej zostanie on pociągnięty do odpowiedzialności, tym lepszy będzie świat, a naród afgański będzie w lepszej sytuacji".
21 września 2001 r. w Kabulu prawie tysiąc afgańskich duchownych muzułmańskich, w tym wysocy rangą wydali edykt, w którym stwierdzono, że należy przekonać Osamę bin Ladena do opuszczenia kraju. "Aby uniknąć obecnego zgiełku, a także rozwiać przyszłe podejrzenia, Najwyższa Rada duchowieństwa islamskiego zaleca Islamskiemu Emiratowi Afganistanu przekonanie Osamy bin Ladena do opuszczenia Afganistanu, gdy tylko będzie to możliwe" - stwierdzili afgańscy duchowni.
Ulemowie stwierdzili również, że "wyrażają swój smutek z powodu śmierci Amerykanów i mają nadzieję, że Ameryka nie zaatakuje Afganistanu". W dekrecie religijnym, zwanym fatwą, afgańscy duchowni islamscy nie pozostawili wątpliwości, że działają pod presją amerykańskich gróźb militarnych, i sami zagrozili światową świętą wojną przeciwko Stany Zjednoczone w odpowiedzi na jakikolwiek amerykański atak w Afganistanie.
Dekret afgańskich duchownych został wydany niecałe 12 godzin po tym, gdy prezydent USA George W. Bush nakazał rozmieszczenie ciężkich bombowców i innych sił w bazach w zasięgu celów znajdujących się na terenie Afganistanu. Biały Dom Biały natychmiast odniósł się do edyktu, stwierdzając, że "nie spełnia on amerykańskich wymagań", a Afganistan musi natychmiast przekazać w ręce Amerykanów głównego podejrzanego o przygotowanie ataków na World Trade Center i Pentagon.
Reakcja talibów na wydany edykt poza plecami mułły Omara była również błyskawiczna. Opublikowane zostało następujące oświadczenie: "Nie mamy zamiaru oddawać Osamy bin Ladena Stanom Zjednoczonym. Jest wolnym człowiekiem i może przenieść się w dowolne miejsce, ale nie zamierzamy go wydalić". Coraz bardziej stawało się jasne, że talibowie i Amerykanie w sprawie Al-Kaidy nie osiągną porozumienia.
Mułła Omar nie zgodził się na wydanie Amerykanom Osamy bin Ladena twierdząc, że lider Al-Kaidy nie byłby zdolny do takiego czynu i zarzucił Stanom Zjednoczonym, że usiłują zatuszować porażki własnego wywiadu. Przywódca talibów oświadczył, że ataki na USA były wydarzeniem "godnym ubolewania", dodając, że były one jednak aktem odwetu za "okrucieństwa" wynikające z amerykańskiej polityki zagranicznej.
Nie pojawiły się żadne dowody potwierdzające, że talibowie współuczestniczyli w planowaniu i przeprowadzeniu akcji terrorystycznych, za które obciąża się odpowiedzialnością bin Ladena i jego ludzi. Sami Afgańczycy nigdy nie mieli wiele wspólnego z Al-Kaidą, nigdy nie tworzyli i nie włączali się w jej struktury. Nie brali udziału w żadnym z dużych zamachów na Zachodzie. Niemniej administracja George`a W. Busha w ramach wojny z terroryzmem szykowała się do obalenia rządów talibów w Afganistanie.
Sytuacja talibów stawała się coraz trudniejsza. Wsparcie dla Amerykanów zapowiedziały nawet rządy nielicznych krajów, formalnie uznających talibskie rządy w Afganistanie. Kilka dni po zamachach z 11 września bezwarunkową pomoc Stanom Zjednoczonym zadeklarowały władze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Podobnie postąpił Pakistan - kluczowy sojusznik talibów - oferując Amerykanom przede wszystkim współpracę na płaszczyźnie wywiadowczej.
2 października 2001 r. zarówno prezydent USA George W. Bush, jak i brytyjski premier Tony Blair wydali we wtorek ostre ostrzeżenia wobec talibów, a brytyjski przywódca dodatkowo zakomunikował władzom Afganistanu ultimatum: albo wydani zostaną terroryści, albo talibowie utracą władzę. Stany Zjednoczone odrzuciły ofertę talibów dotyczącą negocjacji. George W. Bush na konferencji prasowej grzmiał stanowczo "Powiedziałem wyraźnie, że talibowie muszą pozbyć się Al-Kaidy przebywającej w Afganistanie oraz należy zniszczyć obozy terrorystów. Albo to zrobią, albo poniosą poważne konsekwencje". Dla społeczności międzynarodowej stało się jasne, że dni rządów talibów są policzone.
W przemówieniu w amerykańskim Kongresie prezydent Bush powiedział, że rząd talibów może uniknąć zniszczenia, jeśli spełni pięć warunków: wyda Stanom Zjednoczonym wszystkich przywódców Al-Kaidy, uwolni z więzień wszystkich cudzoziemców, w tym obywateli amerykańskich oraz zapewni bezpieczeństwo zagranicznych dziennikarzy, dyplomatom i pracownikom pomocy humanitarnej. Kolejnymi stawianymi warunkami było zamknięcie przez talibów każdego obozu szkoleniowego dla terrorystów w Afganistanie oraz zapewnienie do nich pełnego dostępu Stanom Zjednoczonym. Nie ulegały wątpliwościom, że talibowie nie spełnią żadnego z punktów postawionego ultimatum.
Powyżej zaprezentowany został tylko fragment rozdziału Trudna sytuacja talibów po zamachach z 11 września z historii talibów. Niebawem zostaną dodane kolejne informacje, które lepiej przedstawią historię organizacji założonej przez mułłę Omara. Za wszelkie literówki i inne błędy przepraszamy.